"Czarny Anioł" Piwnicy pod Baranami. Z życia publicznego charyzmatyczna artystka na dobre wycofała się w 1999 roku. Ewa Demarczyk była krakowianką. Choć śpiewała od najwcześniejszego dzieciństwa, nie myślała o karierze pieśniarki. Chciała być pianistką, jednak po roku nauki w szkole muzycznej przeniosła się na architekturę. Marzyła ponoć o medycynie, a w 1966 roku ukończyła szkołę teatralną. Nie aktorstwo jednak a śpiewanie było jej przeznaczeniem. Nigdy nie zagrała żadnej filmowej czy teatralnej roli. W czołówce "Bariery" (1966) Jerzego Skolimowskiego widnieje jej nazwisko obok zespołu Novi Singers i określenia "wykonanie muzyki (śpiew)". Trzy lata później Jan Laskowski wykorzystał śpiewane przez nią „Wiersze Baczyńskiego” w „Zbyszku” (1969) - dokumencie poświęconym tragicznie zmarłemu aktorowi (Cybulski też był absolwentem krakowskiej szkoły teatralnej). W 1970 r. Laskowski nakręcił z nią - w dekoracjach filmu "Bolesław Śmiały" - półgodzinny dokument, zatytułowany po prostu "Ewa Demarczyk", który okazał się rejestracją jej recitalu. Tak naprawdę wystarczyło ustawić jej postać w kadrze i włączyć kamerę. Śpiew na dźwiękowej ścieżce działał wręcz hipnotyzująco. 37 lat później stała się bohaterką filmu Janusza Filipa Chodzewicza "Panna madonna legenda tamtych lat". Potrafiła się zmobilizować w każdych warunkach. Wpadała na scenę z niesamowitą ekspresją, ledwo udawało jej się zatrzymać przed mikrofonem. Karierę pieśniarską rozpoczęła w 1961 roku w kabarecie krakowskiej Akademii Medycznej "Cyrulik", skąd w roku następnym przeszła do Piwnicy pod Baranami. Tam spotkała Zygmunta Koniecznego. Razem stworzyli nową jakość w polskiej piosence. Takie pojęcia jak poezja śpiewana, piosenka aktorska, kraina łagodności biorą swój początek właśnie z ich twórczości. To dzięki nim wiersze Mirona Białoszewskiego, Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima, Kamila Krzysztofa Baczyńskiego i wielu innych mniej lub bardziej znanych poetów nabrały nowych barw i trafiły wręcz - jak marzył inny poeta - "pod strzechy". Choć Demarczyk nagrała w Polsce zaledwie dwie płyty. Ewa Demarczyk zawsze otaczała się wspaniałymi muzykami. To u jej boku rozpoczynał karierę genialny piwniczny skrzypek Zbigniew Paleta i wszechstronnie utalentowany Zbigniew Wodecki. - Dla mnie, osiemnastoletniego skrzypka, to było olbrzymie wyróżnienie, że znalazłem się w jej zespole - wspominał ten ostatni. - Granie z kimś takim było wówczas nie tylko nobilitacją, ale też komfortem, bo każdy, absolutnie każdy koncert kończyła co najmniej dziesięciominutowa owacja na stojąco. I to we wszystkich krajach: w Szwajcarii, Belgii, Francji. Te występy z Ewą dały mi więcej niż lata ćwiczeń w domu, bo stojąc koło takiej wokalistki w pięknych salach całego świata, musiałem dawać z siebie wszystko. Nic tak nie mobilizuje. W 1962 r. Ewa Demarczyk wygrała krakowski Studencki Festiwal Piosenki, rok później, podczas pierwszej edycji Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, zaśpiewała "Karuzelę z madonnami", "Czarne anioły" oraz "Taki pejzaż", wzbudzając powszechny entuzjazm i uruchamiając istną lawinę nagród, a w 1964 roku na festiwalu sopockim zdobyła laury za "Grand valse brillante". Potem przyszły prestiżowe recitale w paryskiej Olimpii, Genewie (z okazji dwudziestolecia Organizacji Narodów Zjednoczonych), na Noordseefestival w Belgii, Musique aux Champs-Elysées w Sztokholmie, Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Arezzo, Światowym Festiwalu w Varadero na Kubie, na austriackim Wiener Festwoche, Mondial du Theatre w Nancy, Orfeo de Oro w Bułgarii, festiwalu w Rio de Janeiro czy w rumuńskim Braszow. Jej genialny recital z tej ostatniej imprezy transmitowała w 1970 r. bezpośrednio telewizja, co dla współczesnego telewidza może okazać się wręcz niewyobrażalne. Po ponad dziesięciu latach królowania opuściła Piwnicę, wybierając drogę samodzielnej kariery. A że życie - także kabaret - nie znosi pustki, Skrzynecki musiał zatrudnić nowe pieśniarki: Anię Szałapak, a później Dorotę Ślęzak. I choć śpiewały pięknie, to jednak Demarczyk pozostała niedościgła. Bo jej piosenki posiadają cudowny eliksir, który pozwala im skutecznie opierać się działaniu czasu. Kiedy dziś słuchamy "Tomaszowa", "Grande valse brillante", "Pocałunków", "Groszków i róż", "Wierszy wojennych Baczyńskiego", "Cyganki" czy "Skrzypka Hercowicza", po plecach przebiegają nam takie same dreszcze jak wtedy, gdy słuchaliśmy ich po raz pierwszy. Ostatni koncert Ewa Demarczyk dała w listopadzie 1999 roku. - Zamknęła się w swoim świecie - opowiadała Krystyna Zachwatowicz. - Trudno powiedzieć, skąd ta decyzja, na pewno mogłaby jeszcze długo koncertować. Ja odeszłam, bo ileż można śpiewać "Bo taka głupia to ja już nie jestem"? W pewnym wieku już nie wypada, stałabym się karykaturą samej siebie. Ale Ewa ze swoim repertuarem nie miałaby podobnego problemu. Jej zamilknięcie pozostaje tajemnicą.