Mistrz olimpijski z 1972 roku, olbrzym, który zawsze żył na całego. W Monachium pchnął kulę na 21,18 m. Z Georgem Woodsem z USA 32-letni Polak wygrał o centymetr. Przed konkursem zastosował zagrywkę w typowym dla siebie stylu: przemalował treningową, lżejszą kulę na kolor normalnej i bez wysiłku przerzucał rekord świata. Rywale struchleli. Ród Komarów wywodził się od ruskich bojarów znad Dniepru, którzy walczyli pod Grunwaldem pod wodzą Witolda. Ojciec reprezentował w 1934 roku Litwę w mistrzostwach Europy w lekkiej atletyce. W czasie wojny chronił AK--owców, zginął z rąk litewskiej policji. Matka biła przed wojną rekordy Polski w pchnięciu kulą. Zaczynał jako rugbista, potem był młodzieżowym reprezentantem Polski w boksie. W kuli zdobył też dwa brązowe medale mistrzostw Europy (w Budapeszcie w 1966 r. i w Helsinkach w 1971). Opowiadał, że miał w warszawskim klubie sportowym Polonia cztery etaty: zawiadowcy stacji, operatora dźwigu, kierownika bazy transportu i sprzątacza. Tak wtedy płacono sportowcom. Handlował też przywożonymi z wojaży ortalionami. Żonaty po raz pierwszy z córką Mariana Spychalskiego, przewodniczącego Rady Państwa. Żona twierdziła, że po Monachium przestała widywać Władka - świętował złoto. Komar opowiadał, że już po rozwodzie spotkał Spychalskiego i ku przerażeniu ochroniarzy wypili w parku butelkę wina z gwinta. Dzięki Tadeuszowi Droździe zaczął karierę w kabarecie, potem zagrał w teatrze. Druga żona, Maria - jak mówił - go "zregenerowała" i dała syna. Zagrał w 40 filmach. Gdy Roman Polański zaproponował mu rolę w "Piratach", Komar uznał, że to żart i odłożył słuchawkę, wyjaśniając, że czeka na pilny telefon od Spielberga. Ale rolę dostał. Dwukrotnie kandydował do Sejmu - z listy Polskiej Partii Przyjaciół Piwa i "Samoobrony". Zginął w wypadku pod Szczecinem wraz z innym mistrzem olimpijskim tyczkarzem Ślusarskim. Prowadził Ślusarski, Komar spał na tylnym siedzeniu. Nie wiadomo, czemu najechał na nich renault prowadzony przez innego olimpijczyka, sprintera Jarosława Marca.