Stanisław Lem

Stanisław Lem

Ur. 12.09.1921 Zm. 27.03.2006

Wspomnienie

Stanisław Lem – to jeden z największych pisarzy fantastyki naukowej. Jest wiele jego zasługi w tym, że „naukową” jest ona dziś nie tylko z nazwy. Jego książki przetłumaczono na ponad 40 języków i wydrukowano w łącznym nakładzie przekraczającym 30 mln egzemplarzy. Urodzony we Lwowie Stanisław Lem po wojnie repatriował się wraz z rodziną do Krakowa. Niemal natychmiast zaczął też pisać utwory wojenne i fantastyczne, m.in. do tygodnika „Nowy Świat Przygód - Co Tydzień Powieść”. Tu w 1946 roku ukazał się jego pierwszy utwór fantastycznonaukowy „Człowiek z Marsa” - wznowiony w postaci książkowej dopiero w roku 1994. Lem nie traktował wtedy swojego pisarstwa bardzo serio - z humorem później wspominał, że używał literatury, jako metody na flirt. Wspominał w jednym z wywiadów, że w 1948 r. po opublikowaniu w „Tygodniku Powszechnym” wiersza „o jednej Marysi”, kościelny asystent pisma zrobił mu awanturę o wykorzystywanie „organu Kurii Książęco-Metropolitalnej do uwodzenia panienek”. W 1953 r. Lem napisał w „Życiu Literackim” zmysłowe opowiadanie zatytułowane „Barbara” - w tym samym roku ożenił się z lekarką Barbarą Leśniak. Czasy stalinowskie położyły się cieniem na początkach twórczości Lema. „Szpital Przemienienia”, realistyczna powieść o masakrze pacjentów szpitala psychiatrycznego podczas niemieckiej okupacji, został napisany w roku 1948, ale nie mógł się ukazać aż do odwilży. Właśnie z odwilżą zbiega się początek złotego okresu twórczości Stanisława Lema, kiedy potrafił pisać po kilka arcydzieł w ciągu jednego roku (np. w 1961 r. jednocześnie w księgarniach ukazują się „Pamiętnik znaleziony w wannie”, „Powrót z gwiazd” i „Solaris”!). Można chyba wskazać dokładny początek tego okresu: 29 lipca 1956 r. na łamach tygodnika „Przekrój” ukazało się opowiadanie „Z dziennika gwiezdnego Ijona Tichego”, które dziś znamy, jako „Podróż czternastą” z „Dzienników gwiazdowych”. Był to chyba pierwszy z długiej serii utworów Stanisława Lema, które bezdyskusyjnie można uznać za arcydzieło gatunku. Czy można jednak wśród nich wskazać jakieś dzieło najlepsze wśród najlepszych? Sam Lem za takowe uważał „Cyberiadę” - serię opowiadań o dwóch robotach i zarazem konstruktorach robotów - Trurlu i Klapaucjuszu. Opowiadania te zostały spisane oryginalnym językiem „starorobocim”, który Lem stworzył, wzorując się na języku pamiętników Paska (za sprawą Sienkiewicza - który również się na nich wzorował - kształtujących nasze wyobrażenia o języku dawnych Polaków). Powstały przez to niezwykłe twory językowe, takie jak „garłacze antymaterii” czy „lufy lazerne”. Nie była to tylko igraszka literacka. Morałem opowiadań z tego zbioru zawsze było to, że rozum musi zatriumfować w końcu nad brutalną siłą. Że honor i inteligencja dwóch robotów zawsze pozwoli im pokonać ponurych tyranów - króla Baleryona, Okrucyusza czy Genialona - z którymi robotom wciąż każe się mierzyć autor. To przesłanie, że inteligencja musi wygrać z tyranią, było bardzo potrzebne w 1965 r., kiedy nic w Polsce jeszcze go nie potwierdzało. Najlepiej sprzedającą się na świecie książką Lema jest „Solaris” - dwukrotnie filmowana: w ZSRR przez Andrieja Tarkowskiego i w USA przez Stevena Soderbergha. Lem napisał większą część tej powieści w ciągu kilkutygodniowego pobytu w Zakopanem - jego ulubioną metodą pisarską było siadanie do maszyny bez żadnego planu czy konspektu i dowiadywanie się w miarę pisania od siebie samego, co teraz się wydarzy. W „Solaris” Lem połączył typowy dla siebie temat - naukowców bezradnych wobec Nieznanego - z pięknym i tragicznym wątkiem miłosnym. Główny bohater przed laty doprowadził swoją ukochaną do samobójstwa. Nieznane, ocean pokrywający planetę Solaris, który być może jest myślącą istotą, daje mu szansę spotkania jej ponownie. Powieść ta nie zestarzała się ani trochę do dziś, a naprawdę o niewielu utworach fantastycznonaukowych z lat 60. XX wieku można coś takiego powiedzieć. Wkrótce po „Solaris” Lem zaczął pisać jedno ze swoich najważniejszych dzieł - opasły esej „Summa technologiae” o postępie technicznym, który nas czeka w ciągu najbliższych dekad. Przewidział tam m.in. inżynierię genetyczną oraz nadejście rzeczywistości wirtualnej. Po latach czyta się ją, jak opis wyzwań współczesności. W latach 70. pisał już mniej - wolał wymyślać fikcyjne książki i recenzować je w tomikach takich jak „Doskonała próżnia”. Ostatnią powieść - „Fiasko” - wydał w 1987 roku. Wkrótce potem zrezygnował całkowicie z uprawiania prozy, pozostawał jednak uważnym obserwatorem wydarzeń naukowych i politycznych w Polsce i na świecie. Ostatni felieton do „Tygodnika Powszechnego” napisał tuż przed ostatnią wizytą w szpitalu.

Wojciech Orliński

Zdjęcie profilowe: Adam Golec / Agencja Gazeta