Legendarny operator filmowy, zdobywca dwóch Oscarów, od 1953 r. współpracownik Ingmara Bergmana - razem zrobili m.in. „Wieczór kuglarzy” (1953), "Personę" (1966), "Szepty i krzyki" (1973), „Fanny i Aleksander” (1982). Sven Nykvist urodził się w rodzinie luterańskich misjonarzy, którzy większość życia spędzili w Kongo. Z tego powodu przyszły operator był wychowywany przez mieszkających w Szwecji krewnych, a rodziców widywał jedynie okazjonalnie, podczas ich krótkich pobytów w domu. Po szkole średniej przez rok uczył się w sztokholmskiej szkole dla przyszłych fotografów. Jako absolwent tejże – w wieku zaledwie 19 lat – został asystentem operatora w studio filmowym firmy Sandrews. Od 1943 roku przez dwa lata praktykował w słynnym włoskim studio Cinecitta, po powrocie robił zdjęcia do – z reguły – filmów krótkometrażowych. W 1953. roku zrealizował swój pierwszy film z Ingmarem Bergmanem – był jednym z trzech operatorów podczas filmowania „Wieczoru kuglarzy”. Szybko znalazł z reżyserem wspólny język i został etatowym operatorem Bergmana. Zrobił z nim 18 filmów, wśród których są m.in. „Źródło” (1960), „Goście Wieczerzy Pańskiej” (1963), „Persona”, „Namiętności” (1969), „Szepty i krzyki” i „Sceny z życia małżeńskiego” (1973), „Jesienna sonata” (1978), „Z życia marionetek” (1980), „Fanny i Aleksander”. Ale Sven Nykvist robił też zdjęcia do filmów Andrieja Tarkowskiego („Ofiarowanie”, 1986), Louisa Malle'a („Ślicznotka”, 1978), Alana Pakuli („Zacznijmy od nowa”, 1979), Romana Polańskiego ( „Lokator”, 1976; Polański urządził nawet dla niego specjalny pokaz „Noża w wodzie” - Nykvist bardzo lubił ten film), Philipa Kaufmana („Nieznośna lekkość bytu”, 1988), Boba Rafelsona („Listonosz zawsze dzwoni dwa razy”, 1981), Boba Fosse'a („Star 80”, 1983), Woody Allena („Zbrodnie i wykroczenia”, 1989), Richarda Attenborough („Chaplin”, 1992). Sam wyreżyserował (i zrobił do niego zdjęcia) film fabularny „Wół” (1991). Za „Szepty i krzyki” oraz „Fanny i Aleksander” dostał Oscary. W 1993 roku - podczas pierwszej edycji festiwalu Camerimage w Toruniu - dostał nagrodę za całokształt twórczości. W pracy uciekał od efekciarstwa - wybierał „mało światła, mało barwy”. Najbardziej odpowiadało mu światło krajów Północy - zwłaszcza padające w chwili, gdy dzień przechodzi w noc, i na odwrót. - Muszę lubić historię, którą mam opowiadać, i dobrze rozumieć się z reżyserem, gdy planujemy na przykład, jaki kolor będzie dominował w naszym filmie - mówił w Toruniu. - Moje credo to prostota. Potrzebowałem 40 lat, żeby docenić prostotę. Niektórzy operatorzy wierzą w techniczne sztuczki. Uważam, że trzeba odrzucić wszystko, co przeszkadza w filmowaniu. Wolę kręcić w plenerze, bo studio daje zbyt wiele możliwości, które tak naprawdę tylko przeszkadzają.