Miał cechę niesłychanie cenną w zawodzie krytyka filmowego: jednakowo rozwinięty zmysł krytycyzmu i entuzjazmu. Wydawał się postacią wieczną. Jako krytyk filmowy Jerzy Płażewski był czytany i słuchany przez 75 lat. Do pisania recenzji filmowych namówił go Tadeusz Konwicki, sekretarz "Odrodzenia". Płażewski zadebiutował tam w maju 1948 r. recenzją filmu "Rodzina Froment" Juliena Duviviera. Potem pisał dla tygodnika "Film" i "Życia Literackiego". W latach 50. najpierw kierował działem filmowym "Przeglądu Kulturalnego", a potem miesięcznikiem "Film na Świecie". W 1966 r. współtworzył miesięcznik "Kino", był członkiem jego redakcji do swych ostatnich dni i regularnie publikował recenzje i korespondencje. Od 1954 r., gdy był na festiwalu w Karlowych Warach, publikował w polskiej prasie korespondencje z najważniejszych filmowych imprez świata. Był jurorem festiwali w San Sebastián, Karlowych Warach, Berlinie, Moskwie, Locarno, a przede wszystkim w Cannes, dokąd po raz pierwszy pojechał w 1956 r. Wśród dziennikarzy był tam człowiekiem instytucją - zdecydowanym rekordzistą, jeśli chodzi o canneński staż. Jerzy Płażewski stworzył autorski system katalogowania notatek o obejrzanych filmach. Od 1950 r. do sierpnia 2014 r. w bazie odnotował ok. 13,5 tys. filmów. - Obejrzałem dużo więcej. Ale na chłam szkoda mi miejsca w zeszycie - zaznaczał. Na półkach bibliotek w wielu krajach Europy stoją kolejne wydania jego "Języka filmu" (1961) czy "Historii kina dla każdego" (1968), ale on sam nie był postacią akademicką. Jego miejscem była sala kinowa. A przede wszystkim festiwale. Czekał na nowości.