Ian "Lemmy" Kilmister

Ian "Lemmy" Kilmister

Ur. 24.12.1945 Zm. 28.12.2015

Wspomnienie

Śmierć lidera grupy Motörhead zakończyła działalność grupy. Lemmy Kilmister, frontman grupy Motörhead i jedna z ostatnich ikon rock’n’rolla, zmarł kilka dni po hucznie obchodzonych 70. urodzinach, zaledwie dwa dni po tym, jak rozpoznano u niego raka. Jednak o tym, że z Lemmym dzieje się coś niedobrego, jasne było już od dłuższego czasu. Ostatnie trasy zespołu naznaczone były jego zdrowotnymi problemami. On sam bagatelizował dolegliwości. - Lekarz powiedział mi, że już nie mogę pić whisky. Wobec tego przerzuciłem się na wódkę - mówił latem 2015 r. Lemmy Kilmister wychował w Walii. To tutaj Ian zyskał swój przydomek - znany z zamiłowania do gry na jednorękich bandytach zamęczał kumpli slangową prośbą: „Lemmy a quid til Sunday” („Kopsnij funciaka do niedzieli”). Przewinął się przez składy kolejnych kilku zapomnianych dziś kapel, aby na początku lat 70. trafić do grupy Hawkwind - legendarnego psychodelicznego kolektywu słynącego z transowych płyt, koncertów niczym orgiastyczno-szamańskie misteria oraz wyjątkowego zamiłowania do narkotyków. Choć do tej pory był głównie gitarzystą rytmicznym, teraz został basistą i wokalistą. To właśnie ta zmiana ukształtowała jego styl gry na basie - traktował go jak gitarę, grając na nim agresywnie i riffowo. Wyleciał z Hawkwind w 1975 r., bo nawet dla tego zespołu jego rockandrollowe nawyki okazały się nie do zaakceptowania. Założył własną grupę Bastard, która po błaganiach menedżera („Nikt nie puści w radiu kapeli z takim szyldem”) została przemianowana na Motörhead - taki tytuł nosił jeden z numerów napisanych przez Lemmy’ego dla Hawkwind. Zachrypnięty wokal Kilmistera, jego dynamiczna gra na basie oraz bezczelnie proste kompozycje szybko zwróciły uwagę zarówno metalowej, jak i punkowej publiczności. Motörhead okrzyknięto pierwszym zespołem, który przerzucił most pomiędzy tymi dwoma scenami. Sam Lemmy - choć miał image stylowego rockera: długie włosy, bokobrody, kowbojki i obowiązkowy dżinsowy mundurek - zawsze podkreślał, że nie czuje się związany ze sceną metalową. - Gram po prostu rock and rolla - mawiał. I pisał numery zarówno dla Ozzy’ego Osbourne’a, jak i dla The Ramones. A przede wszystkim nagrywał seriami płyty Motörhead, pełne porywających riffów i rytmów przyprawiających o zadyszkę. Był celebrytą, ale pozostał przy tym zaskakująco zwyczajny. Od lat mieszkał w Los Angeles, miał tam swój ulubiony bar. Fani bez trudu mogli go w nim spotkać i pogadać o muzyce. - Niczego nie żałuję - mówił w niedawnym wywiadzie. Informując o śmierci Lemmy’ego, pozostali muzycy Motörhead wydali oświadczenie, które przypomina credo Kilmistera: „Rozmawiajcie ze sobą. Wypijcie drinka albo dwa. Cieszcie się życiem tak, jak on potrafił się cieszyć. Posłuchajcie głośno muzyki Motörhead. On by tego chciał”.

Robert Sankowski