Przez kilkadziesiąt lat kapelan polskiej emigracji, wyjątkowo jasna postać polskiego Kościoła. Abp Szczepan Wesoły wszędzie czuł się jak u siebie: w Katowicach, gdzie się urodził, w Rzymie, gdzie mieszkał przy polskim kościele św. Stanisława. I we wszystkich emigracyjnych parafiach na świecie. Zawsze uśmiechnięty, gawędziarz, historię miał w małym palcu. A że miał szczęście poznać blisko czterech papieży, prymasa Wyszyńskiego, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, emigracyjnego prezydenta Edwarda Raczyńskiego, Jerzego Giedroycia - było czego słuchać. Jego życie to gotowy scenariusz sensacyjnego filmu: syn śląskiego powstańca, pod koniec II wojny światowej siłą wcielony do niemieckiego wojska, uciekł w Cannes na stronę aliantów. Potem była armia Andersa - w Afryce i we Włoszech. Robotnik w fabrykach stalowni i cukierków, w przędzalni bawełny. Nie wrócił do Polski rządzonej przez komunistów. Jako młody ksiądz trafił do biura prasowego soboru watykańskiego. I to soborowa rewolucja go ukształtowała. Po latach narzekał, że polski Kościół - księża i wierni - niewiele z soboru zrozumieli, tyle tylko, że w kościele można się modlić po polsku, nie po łacinie, a ksiądz stoi przodem, nie tyłem do ludzi. Konsultował słynny list polskich biskupów do niemieckich „Przepraszamy i prosimy o wybaczenie”. Pod pseudonimem pisywał do emigracyjnych gazet teksty, w których przestrzegał przed amerykańską polityką, która „mając do wyboru handlować z 300-milionowym państwem radzieckim czy 30-milionowym polskim, zawsze wybierze 300-milionowy”. Po ogłoszeniu stanu wojennego napisał list do Polaków za granicą, wzywając do wspierania „Solidarności”, co rozsierdziło komunistów, którzy zarzucili mu podsycanie konfliktów. Arcybiskup Wesoły był Honorowym Obywatelem Katowic (1996), doktorem h.c. KUL i Uniwersytetu Śląskiego, w maju tego roku w Ambasadzie RP przy Stolicy Apostolskiej odebrał Order Orła Białego.