Powstaniec warszawski, a po wojnie lekarz. Pomagając ludziom, chciał zrekompensować to, co robił, żeby przeżyć w czasie wojny, gdy nie miał wyboru: mógł zabić albo zostać zabitym – przyznał wiele lat później. W 1942 r. wstąpił do tajnej podchorążówki. Podczas powstania warszawskiego był dowódcą plutonu 227. BS Szarych Szeregów w zgrupowaniu „Żyrafa”. Walczył na Żoliborzu. Po kapitulacji jako jeniec przebywał w stalagu Altengrabow, a potem w jego podobozie Gross Lübars. Na medycynę dostał się we wrześniu 1945 r. Jako były żołnierz AK nie miał prawa do miejsca w akademiku ani do stypendium, więc spał kątem w Kole Medyków albo nocował w parku Ujazdowskim, aż z ostrym zapaleniem stawów wylądował w szpitalu, gdzie wreszcie miał wikt i opierunek. Gdy już był lekarzem, został powołany przed komisję wojskową w Łodzi. Ale gdy tylko w ankiecie wypisał zgodnie z prawdą swój podziemny życiorys, łącznie z Krzyżem Walecznych, członkowie komisji wpadli we wściekłość: „Nie jesteś godzien nosić munduru żołnierza Ludowego Wojska! Won!”. I wyrzucili go do Warszawy, dając jednak bezpłatny bilet kolejowy. „Wraz z kolegami, którzy też nie dostąpili tego zaszczytu, popiliśmy w Malinowej w Łodzi i wracaliśmy w pijanym widzie do Warszawy” – wspominał dr Wiczyński w Archiwum Historii Mówionej Powstania Warszawskiego. Kilka razy sytuacja się powtarzała, aż wreszcie został zmuszony do udziału w szkoleniu oficerskim. Po jego ukończeniu otrzymał stopień chorążego, choć miał już wyższe wykształcenie i powinien być co najmniej podporucznikiem. Co kilka lat awansował, a karierę w armii zakończył jako major rezerwy. W cywilnym życiu był chirurgiem ogólnym, specjalistą medycyny przemysłowej i organizacji ochrony zdrowia. W 2016 r., gdy IPN oskarżył o kłamstwo lustracyjne gen. Zbigniewa Ścibora-Rylskiego, jednego z dowódców powstania warszawskiego, dwukrotnie odznaczonego Orderem Virtuti Militari, Andrzej Wiczyński w TVN 24 zaapelował do prezydenta Dudy: „Niech pan utnie tę chamską działalność IPN ws. gen. Ścibora-Rylskiego”. „Parę razy zadawano mi pytanie, czy uważam, że powstanie było słuszne? Z perspektywy jego uczestnika powiem tak: powstanie było błędem z punktu widzenia wojskowego. To był katastrofalny błąd. Wojskowo było nieprzygotowane i to była kompromitacja dowództwa Armii Krajowej odpowiedzialnej za tę historię. Z punktu widzenia społecznego i tego, że byliśmy w potwornej niewoli niemieckiej i byliśmy doprowadzeni do ostateczności – to była konieczność. Już tego zrywu nie dałoby się odłożyć. Czyli nie można było powstrzymać ludności od powstania, ale można było powstanie inaczej przygotować” - mówił Andrzej Wiczyński w 2005 r. w rozmowie opublikowanej na stronach Muzeum Powstania Warszawskiego.