Został "kanclerzem zjednoczenia", chociaż nie miał charyzmy i wypadał blado na tle poprzedników - Konrada Adenauera i Willy’ego Brandta, którzy z łatwością uwodzili tłumy. Do polityki Helmut Kohl wszedł w 1946 r. jako uczeń, zapisując się do młodzieżówki CDU. 10 lat później został posłem do landtagu Nadrenii-Palatynatu, w 1969 r. – premierem landu. Zmieniał go i z powodzeniem modernizował, dzięki czemu zaczął się liczyć w polityce ogólnokrajowej. W 1973 r. stanął na czele partii, która wówczas znajdowała się w opozycji. Rządziła socjaldemokracja do spółki z liberałami. Wyborów chadecja nie była w stanie wygrać, ale Kohl do władzy doszedł - dzięki liberałom, którzy latem 1982 r. wypowiedzieli socjaldemokratom sojusz. Bundestag po raz pierwszy przegłosował konstruktywne wotum nieufności. Siedem lat później w jego własnej partii do głosu doszli ludzie domagający się zmian, dopuszczenia do głosu młodych i wysłania Kohla na emeryturę. Kanclerz bunt stłumił, ale ze starcia wyszedł osłabiony. Wydawało się, że jego kariera zakończy się po wyborach w 1990 r., które przegra. Jednak wtedy zaczęło się sypać NRD. 28 listopada 1989 r., dokładnie trzy tygodnie po upadku muru berlińskiego, w Bundestagu Kohl przedstawił „plan przezwyciężenia podziałów Niemiec i Europy”, zaskakując świat, ale też politycznych rywali i sojuszników. Plan napisał bowiem, nie pytając nikogo o zdanie. Wizja jednoczących się Niemiec w Europie wielu przyprawiała o gęsią skórkę. Pamiętano w końcu o historii – skonsolidowane Niemcy zawsze rozpychały się w Europie, tak wybuchła pierwsza i druga wojna światowa. W Niemczech wizja łączenia się z NRD też nie wszędzie budziła entuzjazm. Kohl entuzjazmem zaraził zwykłych ludzi. Już nikt z niego nie kpił. Mieszkańcom szarego, wyraźnie odstającego od Zachodu NRD obiecał zaś „kwitnące krajobrazy”. A później, notabene wbrew prezesowi Bundesbanku, polecił wymienić enerdowskie marki na zachodnioniemieckie w stosunku jeden do jednego. Wielcy światowi gracze, początkowo też niechętni zjednoczeniu, ustąpili po negocjacjach, tzw. rozmowach 2+4. Kohl musiał, choć robił to niechętnie, bez żadnych warunków uznać granicę na Odrze i Nysie. I zgodzić się na wspólną europejską walutę. 3. października 1990 r. Niemcy się jednoczyły. Kariera Kohla osiągnęła swój szczyt. Szybko jednak nadeszło rozczarowanie. Zamiast dobrobytu dawni mieszkańcy NRD zaznali biedy i bezrobocia, bo enerdowska gospodarka zupełnie się załamała, a po części została rozkradziona przez cwanych zachodnioniemieckich biznesmenów. Kryzys w nowych landach pogłębiała masowa emigracja młodych ludzi na Zachód. Na Zachodzie też nie było różowo, a bezrobocie rosło. Społeczeństwu coraz trudniej było ponosić koszty zjednoczenia. O Niemczech mówiono wówczas, że to „chory człowiek Europy”. Kohl zaś nie umiał znaleźć recepty na bolączki trapiące Niemcy. W 1998 r., po 16 latach na szczycie, przegrał wybory. Zastąpił go socjaldemokrata Gerhard Schröder. Rok później wybuchła afera „czarnych kont”. Okazało się, że wielkie koncerny przekazywały CDU miliony marek, a partia trzymała to w tajemnicy. Kohl wziął odpowiedzialność na siebie, odmówił jednak ujawnienia szczegółów, twierdząc, że dał ofiarodawcom słowo honoru, że ich nazwiska nie wypłyną. Afera ostatecznie zniszczyła kanclerza, który wówczas planował powrót do władzy. Helmut Kohl ma też symboliczne miejsce w polskiej historii. 12. listopada 1989 roku podczas mszy pojednania w Krzyżowej na Dolnym Śląsku padł w objęcia pierwszego polskiego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Ten gest miał być jakąś powtórką gestu z Verdun z września 1984 r., gdy Kohl i francuski prezydent François Mitterrand uścisnęli sobie dłonie nad grobami francuskich i niemieckich żołnierzy poległych podczas jednej z najstraszliwszych bitew pierwszej wojny światowej. Od tego symbolicznego gestu zaczęło się nie tylko pojednanie, ale też polsko-niemieckie partnerstwo w Europie.