Wielki kanadyjski bard zmarł zaledwie trzy tygodnie po premierze swej płyty „You Want It Darker". „Panie, jestem gotowy" – śpiewał Cohen w znakomitym utworze tytułowym otwierającym album. W wywiadach poprzedzających wydanie płyty otwarcie mówił o swoim wieku, stanie zdrowia i świadomości, że nie zostało mu już na tym świecie zbyt wiele czasu. Z tych wypowiedzi przebijała też z trudem ukrywana duma, że zamyka swoją dyskografię akurat takim wydawnictwem – uważał „You Want It Darker” za dzieło wyjątkowo udane. Leonard urodził się 21 września 1934 r. w Montrealu w żydowskiej rodzinie imigrantów z Europy Wschodniej. Po latach wspominał, że wychowanie w tradycji przodków (jeden z dziadków był rabinem) wywarło na niego ogromny wpływ. Z czasem jednak górę nad rodzinną religijnością wzięła literatura (szczególnie poezja Federica Garcii Lorki, którego młody Cohen był zagorzałym fanem) oraz uroki montrealskich barów i kawiarni. To w nich czytał bohemie pierwsze wiersze. Jako 20-latek był już drukowanym autorem nagrodzonym kilkoma cenionymi wyróżnieniami literackimi. Obok poezji zainteresował się też prozą – dwie wydane przez niego powieści wywołały spory oddźwięk, posypały się nawet porównania do odnoszących właśnie sukcesy w Stanach Zjednoczonych bitników. Tak jak oni Cohen wolał doświadczać życia, zamiast robić konwencjonalną karierę literacką. Po ukończeniu studiów ruszył w świat - zwiedził Kubę, Izrael, wędrował po Europie. Na kilka lat osiadł na greckiej wyspie Hydra, gdzie wsiąkł w środowisko artystycznej komuny. Tantiemy za tomiki literackie i skromne stypendia nie pozwalały jednak na zupełną beztroskę. Spłukany 30-letni Cohen postanowił znów spróbować czegoś nowego. Liczył na angaż w Hollywood, gdzie chciał pisać scenariusze. Miał nawet próbować sił jako muzyk country, ale ostatecznie trafił do Nowego Jorku. Jednym z jego wierszy zamienionych w piosenkę zainteresowała się wokalistka folk Judy Collins. Numer nosił tytuł „Suzanne” i stał się przebojem. Gdy łowca talentów z Columbia Records John Hammond usłyszał, jak sam Cohen śpiewa utwór niskim, zmysłowym głosem, postanowił natychmiast podpisać z nim kontrakt. Tak powstał debiutancki album „Songs of Leonard Cohen” (1967) z ikonicznymi dziś kompozycjami „Hey, That's No Way to Say Goodbye” i „Sisters of Mercy”. Niemłody już kanadyjski poeta nagle zamienił się w idola popowej publiczności. Pierwsze kilka płyt przyniosło mu popularność i takie przeboje, jak „Bird On The Wire”, „The Partisan” czy „Famous Blue Raincoat”. Początek lat 70. to nieustanne trasy koncertowe. Po załamaniu kariery artysta pogrążył się w depresji. Wyrwał go z niej w 1984 r. sukces albumu „Various Positions” zawierającego hity „Dance Me To The End Of Love” i „Hallelujah”. Dla Cohena uwielbianego przez nowe pokolenie powołujących się na niego muzyków znów nastały lepsze lata. W 1985 r. odbył trasę koncertową po Polsce, podczas której hale koncertowe pękały w szwach. Krótko później jego piosenki przestały być emitowane w Polskim Radiu, bo Cohen spotkał się z Lechem Wałęsą, a w trakcie koncertów otwarcie deklarował poparcie dla „Solidarności". W 1992 r. Cohen wydał album „The Future" inspirowany wydarzeniami politycznymi, m.in. upadkiem muru berlińskiego. W 1994 r. muzyk wstąpił do buddyjskiego klasztoru Mount Baldy Zen Center w Kalifornii. – Moje życie wypełniał chaos. Tu znajdę spokój – podkreślał. Wytrwał pięć lat. Wrócił na trasę, gdy okazało się, że okradła go nieuczciwa menedżerka. Paradoksalnie występy dojrzałego artysty okazały się największym sukcesem komercyjnym w jego karierze. Były też znakomite pod względem artystycznym - o hipnotyzującej sile Leonarda Cohena po raz ostatni mogliśmy się przekonać w łódzkiej Atlas Arenie w 2013 r. Sukcesem okazały się także jego nagrania. Szczególnym uznaniem cieszyły się trzy ostatnie płyty, które wiekowy bard wydawał z zaskakującą regularnością co dwa lata: „Old Ideas", „Popular Problems" i wspomniana już „You Want It Darker”. Ten tryptyk bywa interpretowany jako artystyczny testament Cohena i jego pożegnanie z publicznością.