Był znawcą Tatr, doskonale znał ich topografię, a swoją wiedzą chętnie dzielił się podczas górskich gawęd. Władysław Cywiński uważał, że tatrzańskie szczyty powinny pozostać nieskazitelne, bez jakichkolwiek konstrukcji wzniesionych ręką człowieka. - Jestem góralem z Wilna - mówił o sobie, bo w tym mieście się urodził. Tatry zobaczył pierwszy raz z Babiej Góry, gdy miał 20 lat, i postanowił, że zwiąże z nimi resztę swojego życia. W latach 1967-1982 pracował jako technik w stacji przekaźnikowej na Luboniu Wielkim koło Rabki w systemie tygodniowych dyżurów, po których miał dwa tygodnie wolnego. Dzięki temu mógł chodzić po Tatrach i poznać prawie każdy ich zakątek. Służył w TOPR, szybko awansował też w hierarchii przewodników. Już po dwóch latach od uzyskania uprawnień został przewodnikiem drugiej klasy, rok później - pierwszej, a potem instruktorem i wieloletnim przewodniczącym komisji egzaminacyjnej dla przewodników tatrzańskich. Od 1994 roku ukazywały się kolejne tomy jego szczegółowego przewodnika po Tatrach. - Mogę z 99-procentowym przekonaniem rzec, że jestem zadowolony z życia i gdybym miał je jeszcze raz przeżywać, zmieniłbym niewiele - mówił podczas swoich 70. urodzin. Władysław Cywiński zginął w słowackich Tatrach Wysokich podczas wspinaczki. Jak ustalili słowaccy ratownicy, taternik odpadł od ściany podczas wspinaczki. Widział to polski turysta, który zadzwonił na numer alarmowy. Jednak w czasie rozmowy połączenie zostało zerwane i turysta nie zdążył sprecyzować, gdzie dokładnie doszło do wypadku. Następnie udało mu się dodzwonić do centrali TOPR w Zakopanem, której przekazał informację o miejscu zdarzenia. Polscy ratownicy powiadomili o tym słowackich kolegów. Ci wyruszyli śmigłowcem do Doliny Złomisk. Odnaleźli ciało niedaleko stawu. Taternik nie żył. Ciało przetransportowano do Popradu, skąd trafiło do Zakopanego.