Helmut Schmidt

Helmut Schmidt

Ur. 23.12.1918 Zm. 10.11.2015

Wspomnienie

Nestor niemieckiej socjaldemokracji, wieloletni kanclerz z nieodłącznym papierosem w dłoni. Sędziwy socjaldemokrata Schmidt, zachodnioniemiecki kanclerz z lat 1974-82, wyglądał jak człowiek z innej epoki. Jego symbolem był dymiący papieros. Wypalał nawet 90 sztuk dziennie. Palił w telewizyjnym studiu, podczas publicznych dyskusji, nawet w teatrze, za co w 2008 r. oburzeni widzowie złożyli na niego doniesienie do prokuratury. Palenie rzucił dopiero dwa miesiące przed śmiercią, gdy zaczął zmagać się z chorobą naczyń krwionośnych. Jeden z niemieckich portali wiadomość o jego śmierci ujął tak: "Helmut Schmidt ostatecznie rzucił palenie". Papieros był jednak jedynie rekwizytem. Ważniejsze było to, co Schmidt miał do powiedzenia. Dla Niemiec był autorytetem, głosem rozsądku. Schmidt jeszcze jako kanclerz pełnił nad Renem funkcję ojca narodu, który koił niemieckie lęki i zarządzał kryzysami. Jego poprzednik Willy Brandt był wizjonerem, który nie bał się mierzyć z tabu, jakim było uznanie powojennej granicy na Odrze i Nysie. Schmidt nie miał jego charyzmy, a polityczny interes prowadził powoli, ale konsekwentnie do przodu. Miał za to temperament i klasę. Wystarczy posłuchać telewizyjnych debat z początku lat 80., na których wykłóca się chadekiem Helmutem Kohlem, który w 1982 r. ostatecznie pozbawił go władzy. Wówczas, w odróżnieniu od debat współczesnych, politycy swobodnie rozmawiali przy włączonych kamerach. ("Szczerość nie wymaga, by mówić wszystko, co się myśli, ale aby nie mówić niczego, czego się nie myśli” - mawiał Schmidt). Niektóre jego wypowiedzi z 2014 r. burzyły jednak krew. Sędziwy kanclerz twierdził bowiem, że Rosja miała zupełne prawo dokonać aneksji Krymu, kwestionował istnienie narodu ukraińskiego, sankcje nałożone na Rosję nazywał głupotą. Dawny kanclerz mimo wszystkich swoich zalet nie dostrzegał bowiem, jak bardzo Europa się zmieniła. Dla jego pokolenia sztywny podział świata na strefy wpływów był niekwestionowanym faktem. Ukrainę widział ciągle jako nieodłączną część Rosji. W Polsce pamięta się też, że tuż po wprowadzeniu stanu wojennego Schmidt wyrażał zadowolenie, że zaprowadzono porządek. Dla wielu niemieckich socjaldemokratów "Solidarność", oddolny ruch robotniczy, który zatrząsł sporej wielkości państwem, był wówczas symbolem nie walki narodu o wolność, ale chaosu, który mógł rozlać się na inne kraje bloku wschodniego i zachwiać globalną równowagą. Do niemieckiej i po części europejskiej historii przejdzie jako sprawny burmistrz Hamburga, który w 1962 r. prowadził akcję ratunkową podczas gigantycznej powodzi. Jako następca Brandta, który sprawnie przejął ster rządów po jego dymisji, gdy okazało się, że najbliższy współpracownik Brandta był szpiegiem wschodnioniemieckiego wywiadu. To Schmidt w 1977 r. podczas ofensywy terrorystów Frakcji Czerwonej Armii ocalił Niemcy przed upadkiem w przepaść. Nie ugiął się przed ich żądaniami, postanowił z nimi walczyć i mimo ofiar wygrał. To on współtworzył zjednoczoną Europę.

Bartosz T. Wieliński

Zdjęcie profilowe: AKG / East News