Hans-Dietrich Genscher

Hans-Dietrich Genscher

Ur. 21.03.1927 Zm. 31.03.2016

Wspomnienie

Legendarny szef MSZ z czasów zjednoczenia Niemiec. Słynął z tego, że nie umiał siedzieć bezczynnie. W latach 1969-74 był szefem MSW, potem, do 1992 r. - MSZ. To był niespokojny czas. W 1972 r. palestyńscy terroryści wzięli zakładników podczas olimpiady w Monachium. Akcja ich odbicia skończyła się katastrofą - 11 izraelskich sportowców zginęło. Później do akcji wkroczyli lewaccy terroryści z Frakcji Czerwonej Armii, zimna wojna osiągnęła apogeum, a Amerykanie rozmieścili w RFN pociski średniego zasięgu z głowicami jądrowymi. W dyplomatycznym obiegu pojawiło się wówczas hasło "genszeryzm". Szef zachodnioniemieckiej dyplomacji miał niezwykłą umiejętność wypracowywania kompromisów. Potrafił tak dobierać słowa i szlifować teksty dokumentów, że były do przyjęcia dla wszystkich. Timothy Garton Ash półżartem pisał, że Genscher "chciał utrzymać przyjacielskie stosunki z niebem, pogłębione partnerstwo z ziemią i prowadzić owocną współpracę z piekłem". Pod jego rządami w MSZ kontynuowano rozpoczęty jeszcze w czasach Brandta dialog z ZSRR. Uważał, że w czasach wyścigu zbrojeń i rosnącego napięcia trzeba ze sobą rozmawiać. Aż w końcu zaczęła się pierestrojka i runął mur berliński. 30 września 1989 r. z balkonu ambasady RFN w Pradze Genscher przemawiał do koczujących pod budynkiem tysięcy uciekinierów z NRD. - Drodzy rodacy, wasz wyjazd do RFN stał się możliwy - oświadczył. Tłum wiwatował. W 1990 r. zaczęły się negocjacje 2+4, podczas których ustalano warunki zjednoczenia Niemiec. Sprawy szły w kierunku niekorzystnym dla Polski, bo kanclerz Helmut Kohl, bojąc się reakcji środowisk wypędzonych, chciał odłożyć uznanie granicy na Odrze i Nysie. Dzięki interwencji Genschera, a także zaalarmowanych przez Warszawę mocarstw, Kohl ustąpił. Polsko-niemiecki traktat graniczny Genscher i minister Krzysztof Skubiszewski podpisali 14 listopada 1990 r., kilka tygodni po zjednoczeniu Niemiec. Genscher zaskakiwał pracowitością. Przyzwyczajenie do ciężkiej pracy zostało mu z czasów młodości. Chorował na gruźlicę, dzieciństwo spędził w szpitalach i sanatoriach. A gdy doszedł do siebie, musiał doganiać rówieśników. Podczas wojny był Flak-helferem, pomocnikiem w artylerii przeciwlotniczej. W styczniu 1945 r. zgłosił się do Wehrmachtu. Jak mówił, chciał w ten sposób uniknąć poboru do Waffen-SS. Mówiono o nim, że jest "Vielflieger", czyli "często latający". A jak już nie opuszczał Bonn, stolicy zachodnich Niemiec, wisiał na telefonie. Tą drogą też potrafił łagodzić wewnętrzne konflikty i dogadywać się z zagranicą. Stąd wziął się jego drugi przydomek: "mistrz telefonu". Jego znakiem rozpoznawczym był żółty pulower pod marynarką. To kolor FDP - liberalnej partii, z którą związany był od lat 50., a od 1974 do 1985 r. stał na jej czele. W domu żółtych swetrów miał całą szafę, co jakiś czas rozdawał je na potrzeby loterii fantowych i wystawiał na charytatywne licytacje. - Symbole symbolami, ale pocić się nie lubię - mówił i w upały pod marynarką nosił tylko koszulę. Ale z żółtym krawatem. W 2013 r. na zlecenie Angeli Merkel negocjował z Rosją sprawę uwolnienia Michaiła Chodorkowskiego, osobistego wroga Władimira Putina. Dwa razy spotkał się z Putinem, a tuż przed świętami witał Chodorkowskiego na lotnisku w Berlinie.

Bartosz T. Wieliński

Zdjęcie profilowe: Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta