Bruno Ganz

Bruno Ganz

Ur. 22.03.1941 Zm. 16.02.2019

Wspomnienie

Wybitny szwajcarski aktor w kinie grał postaci różnorodne: od kończącego życie w berlińskim bunkrze Adolfa Hitlera w „Upadku” po anioła, który godzi się utracić nieśmiertelność, żeby zostać człowiekiem, w „Niebie nad Berlinem”. Był synem szwajcarskiego mechanika i Włoszki. Niewysoki, o charakterystycznym niskim głosie i wyrazistej twarzy, renomę aktorską wyrobił sobie najpierw w teatrze, gdzie współpracował m.in. z Peterem Steinem, u którego zagrał Fausta, w 11-godzinnym spektaklu w Hanowerze (2000). W kinie niemieckim zatrudniali go najwięksi: poza Wendersem (także w „Amerykańskim przyjacielu”, 1977) Werner Herzog („Nosferatu wampir”, 1979), Peter Handke („Leworęczna kobieta”, 1978) i Volker Schlöndorff („Fałszerstwo”, 1981), u którego zagrał niemieckiego dziennikarza w wojennym Bejrucie, mając za partnera Jerzego Skolimowskiego. Pozycja gwiazdora zapewniała mu role w filmach w różnych krajach: był śmiertelnie chorym pisarzem w nagrodzonym Złotą Palmą w Cannes „Wieczność i jeden dzień” Theo Angelopoulosa (1998), profesorem w „Lektorze” Stephena Daldry’ego (2008) i handlarzem diamentów w „Adwokacie” Ridleya Scotta (2013), grał u Francisa Forda Coppoli („Młodość stulatka”, 2007), Billy’ego Augusta („Nocny pociąg do Lizbony”, 2013) i u Larsa von Triera („Dom, który zbudował Jack”, 2018). Niedługo przed śmiercią zagrał Sędziego w „Radegund” Terrence’a Mallicka. Często obsadzano go rolach postaci autentycznych: Ezry Paunda (1989), Antoine’a de Saint-Exupéry’ego (1997), Zygmunta Freuda (2018) czy nawet kardynała Stefana Wyszyńskiego w „Jan Paweł II: Nie lękajcie się” (2005). Za najważniejszą uważał jednak rolę Hitlera. Nad jej przyjęciem zastanawiał się przez miesiąc. Wiedział, w co się pakuje. Tłumaczył: „Pomogło mi to, że nie jestem Niemcem, mogłem położyć mój szwajcarski paszport między Hitlerem i mną”. Ganz oglądał archiwalia, przekonując się, że Hitler był bardzo zniszczony fizycznie, i jakoś delikatny, no i miał parkinsona. Chował za plecy drżącą lewą rękę. Znajomy lekarz pozwolił aktorowi przyglądać się chorym na parkinsona. Od producenta Ganz dostał siedmiominutowe nagranie Hitlera, z roku 1942, w którym ten nie krzyczy, tylko mówi spokojnym głosem. Spodobało mu się. Powtarzał, że Hitler „miał charyzmę, był jak kameleon, dostosowywał się do oczekiwań otoczenia”. Było mu go trochę żal. Powtarzał: „Nie jestem aktorem Metody. Starałem się upodobnić do Hitlera, ale nie chciałem być nim w nocy, poza studiem”. Że jest podobny do Hitlera, uświadomił sobie, grając marynarza w radzieckiej sztuce o buncie w Kronsztadzie. Miał koło 20 lat. Żeby się odróżnić od innych scenicznych marynarzy, poprosił o mały wąs. Gdy go przykleił, wpadł w popłoch. W 2010 r. odebrał Europejską Nagrodę Filmową za całokształt twórczości. Mieszkał w Zurychu, Berlinie i Wenecji.

Jacek Szczerba

Zdjęcie profilowe: Abaca/East News