W jego życiorysie historia odbijała się w pełni, ze wszystkimi tragicznymi zwrotami. Żołnierz Wehrmachtu, syn nazistowskiego zbrodniarza stał się jednym z budowniczych nowych Niemiec na chrześcijańskich fundamentach. We wrześniu 1939 r. młody arystokrata Richard von Weizsäcker jako żołnierz Wehrmachtu wkroczył na polskie Pomorze. W hitlerowskim wojsku szybko został oficerem, w 1941 r. walczył pod Moskwą, dostał Krzyż Żelazny, a kolejny order - za walkę pod Leningradem w 1943 r. Jednak później nawiązał kontakty ze spiskowcami, którzy 20 lipca 1944 r. bez powodzenia próbowali zabić Adolfa Hitlera. Po wojnie na jednym z procesów norymberskich bronił swojego ojca Ernsta von Weizsäckera oskarżonego o zbrodnie przeciwko ludzkości. Weizsäcker senior za udział w deportacji francuskich Żydów do Auschwitz dostał siedem lat więzienia. Jego syn z tym wyrokiem nigdy się nie pogodził. Ale nazizm, który doprowadził Niemcy do upadku i któremu służył jego ojciec, zdecydowanie odrzucał. Przez całe życie starał się naprawiać zło, które jego rodacy wyrządzili sąsiadom. I jako polityk pojednania przeszedł do europejskiej historii. "Uznałem, że moje pokolenie musi stawić czoło tym zbrodniom". Były prezydent Niemiec mówił w 2008 r., że gdy młodzi niemieccy politycy fascynowali się "Solidarnością", on na Polskę patrzył przez pryzmat wojny. Irytowało go, że współcześni Niemcy tak mało wiedzą o polskiej historii i o cierpieniach, jakie Polakom zgotowali ich dziadkowie. Wzywał potomków niemieckich wypędzonych, by rozmawiali z Polakami wypędzonymi z Kresów, bo podobieństwo ich dramatów powinno ludzi łączyć. Von Weizsäcker jeszcze w latach 50. związał się z CDU. Z jej ramienia w 1969 r. został posłem do Bundestagu, a później - niezwykle popularnym burmistrzem Berlina Zachodniego. Dzięki temu w 1984 r. ogromną większością głosów Zgromadzenie Narodowe wybrało go na szóstego prezydenta Republiki Federalnej Niemiec. Urząd ten pełnił przed dwie kadencje, do 30 czerwca 1994 r. Niemiecka konstytucja w zasadzie sprowadza prezydenta do funkcji reprezentacyjnych. Ale charyzmatyczny von Weizsäcker natychmiast wyszedł spod żyrandola. Jego biografowie piszą o von Weizsäckerze, że był idealnym prezydentem. Elektryzował tłumy. Zawsze był blisko ludzi. W 40. rocznicę kapitulacji III Rzeszy z mównicy Bundestagu von Weizsäcker wygłosił jedno z najważniejszych przemówień w powojennej historii kraju. - Dziś trzeba jasno powiedzieć, że 8 maja 1945 r. był dniem wyzwolenia. Wyzwolono nas wtedy z gardzącej człowiekiem nazistowskiej dyktatury przemocy - mówił. 3 października 1990 r. zgodnie z traktatem zjednoczeniowym landy NRD przystąpiły do RFN. Prezydent RFN Richard von Weizsaecker przejął obowiązki głowy zjednoczonego państwa. Do Polski przyjechał po raz pierwszy w maju 1990 r. Był w Warszawie i Gdańsku, gdzie złożył kwiaty pod pomnikiem na Westerplatte. - To była dla mnie najważniejsza wizyta w karierze - mówił. Potem przyjeżdżał już regularnie. Bynajmniej nie jako turysta. Służył radą i pomocą. Na przełomie 2006 i 2007 r., gdy za rządów PiS stosunki polsko-niemieckie nie były dobre, mediował między kanclerz Merkel a prezydentem Lechem Kaczyńskim, przekonywał polityków obu stron, że spory trzeba jak najszybciej zakończyć. To, że stosunki między Polską a Niemcami są dziś wyśmienite, jest także jego zasługą. W 2011 r. redakcja "Gazety Wyborczej" przyznała von Weizsäckerowi tytuł Człowieka Roku - za zasługi dla polsko-niemieckiego pojednania.