Nestor polskich operatorów filmowych, a także puzonista i perkusista legendarnej jazzowej grupy Melomani. „Sanatorium pod Klepsydrą”, „Wesele”, „Ziemia obiecana”, „Ręce do góry”, „Szpital Przemienienia”, „Trzecia część nocy” to tylko kilka z 30 pełnometrażowych kinowych fabuł, które współtworzył Witold Sobociński. Urodził się w Ozorkowie niedaleko Zgierza. Był absolwentem (1955) Wydziału Operatorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi, gdzie wykładał od 1980 r. Zaczynał karierę jako realizator światła i operator kamery w ośrodku TVP w Łodzi (1955-59), przez następne pięć lat był operatorem dokumentów w Wytwórni Filmowej „Czołówka”. Do kinowej fabuły przeniósł się dzięki „Rękom do góry” Jerzego Skolimowskiego (1967), o tyle pechowo, że film leżał na półce do 1981 r., ale przed stanem wojennym zdążył zostać pokazany tylko raz, a na ekrany wszedł dopiero w 1985 r. Ze Skolimowskim popełnił jeszcze we Włoszech kostiumowe „Przygody Gerarda” (1970). Na jego dokonania operatorskie znacząco wpłynęło to, że podczas studiów i tuż po nich grał na puzonie oraz – co ważniejsze – na perkusji w Melomanach, pierwszym polskim zespole jazzowym z prawdziwego zdarzenia. Sobociński po latach zrealizował zresztą zdjęcia do opowiadającego o Melomanach filmu Feliksa Falka „Był jazz” (1981). Jako muzyk miał znakomite wyczucie rytmu, co przydało się m.in., gdy jako operator kamery prowadził długie jazdy podczas kręcenia „Faraona” Jerzego Kawalerowicza (1965). Żeby zrealizować subiektywne ujęcie z punktu widzenia egipskiego żołnierza nacierającego na wzgórze, kazał nieść się tragarzom na specjalnych noszach, ale to on narzucił im tempo. – Myślę, że muzyka przerzuciła się u mnie na poczucie rytmu filmowego, konstruowanie obrazu – wspominał Sobociński w rozmowie z Tadeuszem Sobolewskim w „Wyborczej”. – Byłem szybki w improwizacjach i tak samo szybki w rozpoznawaniu tajemnicy reżysera. Tego, co w sobie nosi. Małpia zręczność – mam to we krwi z jazzu. Muzykalność wykorzystał także w „Weselu” Andrzeja Wajdy (1973) , wchodząc z kamerą pomiędzy weselnych gości stłoczonych w chacie zbudowanej w studiu WFDiF, przekrzykujących się przy głośnej ludowej muzyce. – Szalenie trudne jest ustalenie tej samej szybkości kamery, tego samego nastroju, który panuje w ujęciu poprzednim, konstrukcji ujęć i konstrukcji całości – mówił. – Dla mnie są to frazy muzyczne, które łączą się w pewną całość. Sobociński nie był typem przemądrzałego intelektualisty. Był raczej genialnym intuicjonistą. Od reżyserów wymagał prostych i czytelnych komunikatów. Do reszty dochodził sam, wspierając się inspiracjami malarskimi. Mówił, że do „Wesela” wziął z Wyspiańskiego jedynie paletę barw, unikając bezpośredniego, niewolniczego cytowania jego obrazów. Z Wajdą nakręcił także „Wszystko na sprzedaż” (1969), w duchu modnych wówczas impresjonistycznych ujęć z filmów Claude’a Leloucha, ekspresyjną „Ziemię obiecaną” (1975), przy której wspierali go operatorzy Edward Kłosiński i Wacław Dybowski, oraz „Smugę cienia” (1976), gdzie miał za zadanie „sfilmować morską ciszę”, sugestywnie pokazać morze wzburzone i gładkie. Mówił, że w „Sanatorium pod Klepsydrą” Wojciecha Hasa (1973) „na pierwszy plan wysuwały się materialne rekwizyty, iluzyjność rzeczywistości, głębię przestrzeni sugerowaliśmy światłem i barwą. Pierwszy plan był jasny, a potem stopniowo, półtonami, robił się ciemny”. Uwielbiał eksperymentować. Scenę bitwy w burzową noc do „Albumu polskiego” Jana Rybkowskiego (1970) nakręcił nocą, w świetle błyskających fleszy fotograficznych naśladujących burzowe błyskawice. Sobociński niezwykle ruchliwą kamerę, wprost osaczającą bohaterów, zastosował w „Trzeciej części nocy” (1971), debiucie Andrzeja Żuławskiego. Ekspresji nie zabrakło także jego zdjęciom w „Szpitalu przemienienia” Edwarda Żebrowskiego (1979) i w „O-bi, O-ba. Koniec cywilizacji” Piotra Szulkina (1984). Za to nieomal paradokumentalne są kadry w „Śmierci prezydenta” Jerzego Kawalerowicza (1977), którą podpisał wspólnie z operatorem Jerzym Łukaszewiczem. Współpracę z Krzysztofem Zanussim rozpoczął od „Życia rodzinnego” (1970), by kontynuować ją m.in. przy amerykańskim „Morderstwie w Catamount” (1974). Z Polańskim pracował na Zachodzie: przy rozbuchanych wizualnie „Piratach” (1985) i hiperrealistycznym „Franticu” (1988). Pierwszą nagrodę dostał w 1957 r. w Moskwie za neorealistyczne zdjęcia do etiudy Ryszarda Bera „Łodzie wypływają o świcie” (1955). Orła i nagrodę w Gdyni przyniosła mu jego ostatnia kinowa fabuła – „Wrota Europy” Jerzego Wójcika (1999). 10 listopada 2018 r. podczas gali otwierającej festiwal Camerimage odebrał z rąk Romana Polańskiego specjalną Złotą Żabę za całokształt twórczości. Witold Sobociński był założycielem operatorskiej familii. Uznanym autorem zdjęć był jego syn Piotr, zmarły w 2001 r. podczas prac przy hollywoodzkiej produkcji (kręcił m.in. z Krzysztofem Kieślowskim). W zawodzie pracują wnukowie – Piotr Jr (ur. 1983), laureat Orłów za zdjęcia do „Bogów”, „Wołynia” i „Cichej nocy”, oraz Michał (1987) nagradzany za zdjęcia do „Sztuki kochania”.